Witam Was gorąco.
przeczytałam ostatnie posty, i chyba niepotrzebnie pisalam, bo nie chcialam byc tematem do klotni.
przed wczoraj bylam u psychologa.prywatnie. bardzo sympatyczna kobieta. siostra mi doradzila zebym najpierw poszla do psychologa, zeby on stwierdził co mi jest i czy sa potrzebne leki, czy sama z tego wyjde. moze i miala racje. rozmawialysmy godzinę i stwierdzila, zebym zaczela sobie narazie radzic bez lekow, bo jestem mloda i mam na to czas. wyszlam od niej naprawde uspokojona... nastepnego dnia weszlam do autobusu:) co prawda staralam zajac sie rozmowa z kolezanka, ale dojechalam pomyslnie do szkoly. nie wiecie jaka ulga i jak sie cieszylam. weszlam normalnie na teren szkoly, to dla mnie wielki skok:)czulam sie tam bezpiecznie, naprawde bylam w szoku ze rozmowa z kims kompetentnym moze tak mi pomoc.ale niestety...
dzisiaj rano znowu mialam stany lekowe w autobusie ( ledwo wytrzymalam), w hipermarkecie w kolejce robilo mi sie slabo.... ta psycholog mowila, ze jezeli znowu sie powtórzy cos takiego, to musze przyjsc na wizytę.
ale wiecie co jest dziwne? nie stwierdzila mi nic konkretnego. powiedziala jaka moze byc tego przyczyna (moja przeszlosc),(ale ze to napewno nie szkola), ze wszystko sie kumulowalo we mnie. ze to jak z dywanem... zbieraja sie pod nim smieci, az jak sie wkoncu uzbiera ich duzo to sie wysypuja. ponoc tak jest ze mna. za duzo stresu przeżyłam w dziecinstwie i mimo, ze niby to zapomnialam, organizm teraz chce odreagowac. nie wiem....
stwierdzila, ze to nerwica, ale nie byla tak tego bardzo pewna. jakby chciala cos dodac, ale bala sie, ze jednak to nie to... prosila o jeszcze jedna wizyte, zeby bardziej poznac to co sie ze mna dzieje. i dziekuje za Wasze odpowiedzi... uswiadomilam sobie, ze kazdy z nas jest inny, ma inne wnetrze i inaczej sobie radzi ze stresem. jedni z tego wychodza, drudzy nie, jednym to wraca po jakims czasie, inni potrafia z tym zyc.... spróbuję przelamac w sobie ten lęk mimo ze to nie jest latwe. ja juz sie boje co bedzie jutro i ze bedzie jeszcze gorzej niz dzis.
Dziekuje jeszcze raz tym, ktorych zainteresowala moja historia i którzy cos mi poradzili.
pozdrawiam